W czasopiśmie naukowym „Biomarker Research” ukazała się publikacja pt. „Roczne ryzyko zachorowania na nowotwory związane ze szczepieniem przeciwko COVID-19: duże badanie kohortowe przeprowadzone w Korei Południowej”. To list badawczy, czyli forma krótkiego raportu z wyników badań.
Autorzy odnotowali wzrost liczby diagnoz wybranych nowotworów (tarczycy, żołądka, jelita grubego, płuc, piersi i prostaty) u osób, które zaszczepiły się na COVID-19 w ciągu ostatniego roku. Co istotne, sami przyznają (s. 4), że nie wykryli związku przyczynowo-skutkowego. Badanie nie pokazało, że szczepionki powodują raka.
Mimo to, dla niektórych komentujących publikacja okazała się dowodem na szkodliwość szczepień. Przekonywał o tym znany przeciwnik szczepień dr Piotr Witczak (np. 1, 2, 3). O tym, że publikacja „Biomarker Research” dowodzi, że szczepionki są powodem wzrostu liczby nowotworów przekonywali też politycy: Włodzimierz Skalik z Konfederacji Korony Polskiej oraz Grzegorz Płaczek i Paweł Usiądek z Konfederacji.
To tylko badanie eksploracyjne
Zacznijmy od tego, że omawiane wyniki pochodzą z obserwacji populacji, ale pokazują tylko czasową korelację (czyli współwystępowanie) między szczepieniem i diagnozą raka. Dane z Korei Południowej nie przesądzają o negatywnym wpływie szczepionek na zdrowie.
Skąd więc pomysł na to badanie? We wstępie autorzy wskazali, że wirus COVID-19 ma potencjał onkogenny, co zachęciło ich do postawienia hipotezy, że białko wirusa w szczepionce może nieść podobne ryzyko u niektórych grup pacjentów.
Za swój cel badacze postawili znalezienie takich grup, aby móc proponować im lepiej dopasowane typy szczepionek i minimalizować ewentualne ryzyka. W suplemencie załączonym do badania autorzy sami wyjaśnili, że ich badanie mówi o powiązaniu, ale nie potwierdza, aby to szczepionki były przyczyną zdiagnozowanych nowotworów (s. 4). O tym Paweł Usiądek nie wspomniał w swoim poście.
Co więcej, wyniki dotyczą dużej populacji (ponad 8,4 mln osób), ale nie analizują znanych czynników rakotwórczych. Autorzy wzięli pod uwagę to, czy badani mieli choroby współistniejące, ale nie przyjrzeli się ich stylowi życia (np. piciu przez nich alkoholu czy paleniu papierosów) albo historii nowotworów w rodzinie.
Rok to za mało
Kolejny problem badania to zbyt krótki czas obserwacji. „To pochopne wnioski, większość raków rozwija się 5-10 lat” – zauważył chirurg-onkolog dr n. med Piotr Spychalski w komentarzu dla Demagoga. Zgadza się z nim immunolożka prof. Agnieszka Szuster-Ciesielska: „Większość nowotworów litych rozwija się latami, a nawet dekadami”.
Wspomniane przez autorów nowotwory (w zależności od ich rodzaju) mogą bez objawów rozwijać się w organizmie przez długi czas. W przypadku raka płuca lub jelita grubego okres ten może wynosić nawet kilkanaście lat, czyli znacznie dłużej niż badany okres. Z kolejnymi argumentami do sprawy odniósł się także patolog dr Benjamin Mazer:
„Żadna substancja rakotwórcza nie może wywołać raka tak szybko. Mutacje wymagają czasu, aby się nagromadzić, a komórki potrzebują czasu, aby się replikować. Ponadto mierzonym wynikiem nie jest rozwój raka, ale diagnoza raka. Po rozwinięciu się raka w organizmie nadal potrzeba czasu, aby pacjent i system opieki zdrowotnej zwrócili na niego uwagę. Jak cokolwiek mogłoby spowodować, że rak nie tylko rozwinąłby się, ale także urósł na tyle, aby można go było wykryć w ciągu kilku dni?”.
Zaszczepieni częściej się badają
A skoro mówimy tylko o korelacji, to na wyniki mógł wpłynąć efekt zwany healthy screenee bias. Nie wszyscy biorą udział w badaniach przesiewowych, więc choć osoby dbające o profilaktykę wcześniej dostają diagnozę, to nie znaczy wcale, że tylko oni chorują. Nadal istnieją osoby nieprzebadane i unikające lekarzy, które nie wiedzą, że mają nowotwór. Takich osób nie uwzględniają statystyki.
Zauważył to dr n. med. Piotr Spychalski. W komentarzu dla naszej redakcji dodał, że najprawdopodobniej osoby zaszczepione chętniej chodzą do lekarza, a tym samym mają szansę na wcześniejszą diagnozę nowotworu.
Dodajmy, że wiedzą o tym sami autorzy, chociaż zauważają, że objęta badaniem populacja Seulu ma relatywnie dobry dostęp do systemu ochrony zdrowia, a Koreańczycy często korzystają z opieki lekarskiej.
Co jednak istotne, w 2020 roku, czyli na początku pandemii, spadła liczba badań przesiewowych w Korei. Jest możliwe, że w kolejnych latach dużo osób (które już miały raka) zaczęło się badać, co zwiększyło liczbę osób zaszczepionych z diagnozą nowotworu.
Zbyt pochopne wnioski
Nawet gdy przyjmiemy, że list badawczy z „Biomarker Research” to istotny dowód naukowy, to nadal powinniśmy go analizować w szerszym kontekście. Tak wyjaśnił to rzecznik Światowej Organizacji Zdrowia:
„Przedmiotowe badanie jest badaniem obserwacyjnym. Badania obserwacyjne mogą być przydatne do formułowania hipotez i wytyczania kierunków dalszych badań, ale nie pozwalają one ustalić ani udowodnić związku przyczynowo-skutkowego. Ponadto pojedyncze badanie nigdy nie powinno być rozpatrywane w oderwaniu od innych, a jego wyniki należy interpretować w kontekście wszystkich istotnych dowodów”.
Nagły wzrost zachorowań po szczepieniu, o jakim mówił Paweł Usiądek, na pewno zostałby odnotowany w statystykach. Nie tylko w Korei Południowej, ale i na całym świecie – przecież nie tylko w Azji ludzie przyjmowali szczepionkę na COVID-19. Dostępne dane nic takiego jednak nie pokazują (np. 1, 2, 3).
Przywołany wcześniej dr Mazer przeanalizował dane pochodzące ze Stanów Zjednoczonych. Zgodnie z nimi, od czasu wprowadzenia szczepionek na COVID-19 w USA nie doszło do gwałtownej zmiany trendu zachorowań i zgonów spowodowanych nowotworem (1, 2, 3, 4, 5).
Co więcej, takiego skoku nie widać także w statystykach z Korei Południowej. Z kolei w przypadku Polski umieralność na nowotwory utrzymuje się na podobnym poziomie, choć w latach 2021-2023 faktycznie wzrosła liczba diagnoz. Wynika to jednak z tego, że wcześniej liczba odnotowanych przypadków raka spadła w 2020 roku, kiedy najprawdopodobniej prowadzono mniej badań w związku z pandemią COVID-19 (1, 2).