Scroll Top

Grzegorz Braun powtarza fałsze o pandemii. Wyjaśniamy

fusion-medical-animation-rnr8D3FNUNY-unsplash.jpg

Author(s): Demagog.pl

Gościem Magdaleny Ogórek w programie „Teoria spiskowa?” był europoseł Grzegorz Braun. Polityk na antenie telewizji wPolsce24 negował fakt, że 5 lat temu na świecie wybuchła pandemia koronawirusa. 

Jego zdaniem dostępne statystyki wskazują na to, że w 2020 roku wcale nie odnotowaliśmy w Polsce dwóch fal zakażeń wirusem SARS-COV-2. Przekonywał, że za nadmiarowe zgony w tamtych latach tak naprawdę odpowiadał paraliż szpitali, które przyjmowały mniejszą liczbę pacjentów. Braun stwierdził, że odpowiedzialni za to politycy, w tym Mateusz Morawiecki i ministrowie z jego ówczesnego rządu, to „zbrodniarze przeciw ludzkości”.

COVID-19 to prawdziwa choroba

Koronawirusy to patogeny występujące na ziemi i badane od kilkudziesięciu lat. Jednym z nich jest wirus SARS-COV-2, który powoduje chorobę nazwaną COVID-19, wykryty pod koniec 2019 roku w Chinach.

Ten typ koronawirusa został szczegółowo przeanalizowany, przebadanyudokumentowany w dostępnej literaturze naukowej (np. 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7). Dowodzi to, że wirus oraz jego wpływ na ludzi jest realny i możliwy do zaobserwowania.

Liczba zakażeń w Chinach zaczęła rosnąć, a wirus wkrótce trafił też do innych państw. Z tego powodu 11 marca 2020 roku Światowa Organizacja Zdrowia uznała trwającą epidemię za pandemię. Do tego czasu SARS-COV-2 został odnotowany w co najmniej 114 krajach na świecie.

Pandemia, czyli co?

artykule opublikowanym w 2011 roku w biuletynie WHO czytamy, że pandemia to „epidemia występująca na całym świecie lub na bardzo dużym obszarze, przekraczająca granice międzynarodowe i zwykle dotykająca dużą liczbę osób”. Choć autor podkreślił wtedy, że jest to niewystarczająca definicja.

W ramach amerykańskiego Narodowego Instytutu Zdrowia (NIH) wypracowano osiem cech (s. 5) przydatnych w analizowaniu pandemii. Są to nowość, minimalna odporność populacji, gwałtowność, szybkie rozprzestrzenianie się choroby, szeroki zasięg geograficzny, zakaźność, zaraźliwość, dotkliwość.

Doktor nauk medycznych Silvio Daniel Pitlik, w artykule z 2020 roku, wskazywał, że choć definicja pandemii jest nieostra, to przy wykorzystaniu tych kryteriów możemy opisać co najmniej 20 innych pandemii, które w przeszłości nawiedziły nasz świat (s. 6) – m.in. czarną śmierć (dżumę), grypę „hiszpankę”, AIDSebolę.

Ponad pół miliarda zakażonych

WHO mówiła o pandemii od 11 marca 2020 roku. Ostatecznie trzy lata później, 5 maja 2023 roku, organizacja ogłosiła, że COVID-19 nie jest już klasyfikowany jako zagrożenie dla zdrowia publicznego o zasięgu międzynarodowym (ang. public health emergency of international concern, PHEIC).

Choroba wciąż istnieje i stanowi ryzyko dla zdrowia, choć nie wymaga takiej skoordynowanej reakcji państw jak w 2020 roku. Pomogła w tym m.in. szeroko zakrojona akcja szczepień.

Zgodnie z danymi WHO, w okresie pandemii odnotowano na świecie 764,6 mln zakażeń SARS-COV-2 i 6,9 mln zgonów spowodowanych COVID-19.

Wirus trafił do Polski

W Polsce pierwszy przypadek COVID-19 odnotowano 4 marca 2020 roku. W związku z rozprzestrzenianiem się wirusa rząd wprowadził stan epidemii od 20 marca tamtego roku. Trzy lata później władze zdecydowały o zniesieniu stanu zagrożenia epidemicznego (od 1 lipca 2023 roku).

Na podstawie danych WHO wiemy, że w tym okresie doszło do 6,5 mln przypadków zakażenia SARS-COV-2 i 119,6 tys. zgonów spowodowanych COVID-19.

W naszym kraju odnotowaliśmy nagłe wzrosty zakażeń, które nazywano „falami” koronawirusa. Pierwsza fala pojawiła się już wiosną 2020 roku (s. 5), a druga – jesienią 2020 roku (s. 6). W tamtym roku, jak i w kolejnych latach to właśnie jesienne fale cechowały się większą liczbą przypadków COVID-19. Wówczas w szczytowych momentach odnotowywano nawet ponad 25 tys. zakażeń dziennie (s. 6).

Takie fale zidentyfikowano też w innych krajach, m.in. w Hiszpanii, w USA, we Włoszech i w Indiach. Dane pokazują, że ich nadejście zazwyczaj wiązało się z pojawieniem się nowego wariantu koronawirusa.

Liczba hospitalizacji spadła

Grzegorz Braun zauważył, że przed pandemią do systemu lecznictwa trafiało rocznie średnio 7 mln osób z „różnymi deficytami zdrowotnymi”, a w 2020 roku liczba ta spadła do 5 mln. To właśnie wśród tych „brakujących” 2 mln dopatruje się on źródła nadmiarowych zgonów – to rzekomo osoby, które przez paraliż szpitali nie otrzymały potrzebnej pomocy.

Faktem jest, że w pierwszym roku pandemii spadła średnia liczba osób hospitalizowanych. Zgodnie z danymi GUS, w latach 2017, 20182019 w szpitalach leczono odpowiednio 7,8 mln, 7,69 mln i 7,46 mln ludzi (s. 20), a w 2020 roku liczba ta zmalała do 5,75 mln (s. 23). To rzeczywiście spadek o ok. 2 mln w porównaniu do średniej z trzech lat poprzedzających pandemię.

Nie zaprzeczamy, że istnieją ludzie, których stan zdrowia mógł się pogorszyć w związku ze zmianą priorytetów systemu ochrony zdrowia na leczenie pacjentów z COVID-19 oraz z zabezpieczeniem kadry lekarskiej przed zachorowaniami. Dostępne dane pokazują jednak, że osoby z poważnymi deficytami zdrowia nadal były przyjmowane do szpitali.

Poważne choroby nadal leczono

W raporcie opublikowanym przez Narodowy Instytut Zdrowia Publicznego czytamy (s. 202), że „największe spadki współczynników [hospitalizacji – przyp. Demagog] zaobserwowano w przypadku chorób zakaźnych (bez COVID-19), przewlekłych chorób dolnych dróg oddechowych, choroby nadciśnieniowej, chorób układu nerwowego i ogółu chorób układu krążenia. Natomiast najmniejsze spadki współczynników stwierdzono w przypadku zawału serca i chorób naczyń mózgowych, pobytów w szpitalu związanych z ciążą i porodem, a także dla nowotworów ogółem”. 

Autorzy nie zaprzeczają, że doprowadziło to do powstania tzw. długu zdrowotnego, ale na podstawie danych z kolejnych lat wskazują oni, że „niedobory leczenia szpitalnego z 2020 r. są stopniowo odrabiane” (s. 206). Równocześnie podkreślili, że:

„Choroby wymagające nagłej interwencji, jak zawał serca, choroby naczyń mózgowych, w tym udar i krwotok mózgowy, czy też nowotwory złośliwe były w 2020 r. leczone w szpitalach z niewiele mniejszą częstością niż rok wcześniej”.

Istnieją dowody na to, że to właśnie COVID-19 przyczynił się do nadumieralnościczasie epidemii. Według raportu Ministerstwa Zdrowia, 43 proc. nadmiarowych zgonów było spowodowanych bezpośrednio tą chorobą, a kolejne 27 proc. to osoby zmarłe z innych przyczyn, ale po przebyciu COVID-19.

Nie zaprzeczamy, że lockdown mógł mieć wady

Jednym z działań wprowadzonych w Polsce w ramach skoordynowanej odpowiedzi na pandemię COVID-19 było wprowadzenie lockdownu, czyli ograniczeń w funkcjonowaniu gospodarki, edukacji i poruszaniu się w przestrzeni publicznej. Pojawił się m.in. nakaz noszenia maseczek ochronnych i ograniczenia wychodzenia z domu.

Do dzisiaj trwają dyskusje polityczne, publicystyczne oraz naukowe co do realnych zysków i kosztów lockdownu. Celem tego rozwiązania było obniżenie liczby zakażeń i zgonów dzięki zmniejszeniu liczby kontaktów między ludźmi. 

Wiązało się to jednak z negatywnymi konsekwencjami w innych sferach, m.in. w biznesie (spadek PKB czy wzrost bezrobocia), w demografii (np. spadek urodzeń), w edukacji (obniżona jakość nauki zdalnej), a nawet w zdrowiu populacji (spadek aktywności fizycznej, pogorszenie zdrowia psychicznego czy nadużywanie substancji psychoaktywnych).

Ostatecznie ocena skuteczności lockdownów to kwestia wymagająca szerszej dyskusji. Nie znaczy to, że żadnej pandemii nie było. Nawet jeśli lockdown nie był idealnym rozwiązaniem w przeciwdziałaniu skutkom COVID-19, to nadal istnieją wiarygodne dowody dotyczące fali zakażeń i zgonów.

Fact Checker Logo
Pierwotnie opublikowane tutaj.
Privacy Preferences
When you visit our website, it may store information through your browser from specific services, usually in form of cookies. Here you can change your privacy preferences. Please note that blocking some types of cookies may impact your experience on our website and the services we offer.