Scroll Top

Akty dywersji. Fałszywe oskarżenia wobec polskich służb

Gdansk_–_tory_kolejowe_przez_ulice_Reja.jpg

Author(s): Demagog.pl

16 listopada po godz. 12 zaczęły pojawiać się pierwsze informacje o uszkodzonych torach kolejowych w pobliżu stacji PKP Mika. O godz. 7.39 zgłosił je maszynista pociągu, który w tym miejscu przejeżdżał. Jednak niepokojące sygnały napływały już wieczorem dnia poprzedniego, czyli 15 listopada. Mieszkańcy okolic, z którymi rozmawiała Polska Agencja Prasowa mówili, że słyszeli wtedy eksplozję.

– Ona nawet nie wiedziała, czy to jest eksplozja, ponieważ ona odnotowała tylko huk. Policja po godzinnych poszukiwaniach w terenie wokół posesji odstąpiła od dalszych działań, nie odnotowując okoliczności, które kazałyby prowadzić inne czynności – mówił w Sejmie premier Donald Tusk, przytaczając relację jednej z mieszkanek i dzieląc się ustaleniami służb (s. 15).

16 listopada po tym, jak o uszkodzonych torach powiadomił maszynista, na miejscu zaczęły pracować służby. Donald Tusk około godz. 16 napisał: „Niewykluczone, że mamy do czynienia z aktem dywersji”. Ten został potwierdzony oficjalnie 17 listopada.

Akty dywersji w dwóch miejscach

Minister spraw wewnętrznych Marcin Kierwiński przekazał, że około godziny 7.30 w niedzielę (16 listopada), jeden z pociągów zatrzymał się, ponieważ zauważono wyrwę w torze kolejowym. Z tego, co w Sejmie mówił premier Donald Tusk, wynika, że nie był to pierwszy, a kolejny pociąg, który przejeżdżał tędy już po akcie dywersji. Tory zostały uszkodzone, a kolejne przejazdy tylko to uszkodzenie pogłębiały (s. 15).

– O godz. 7.40 w niedzielę kolejny pociąg przejeżdżający przez ten fragment torowiska zatrzymał się w miejscu, w którym dokonano eksplozji, które było naruszane przez kolejne przejazdy. Ten pociąg, który w okolicy godz. 7.40 w niedzielę rano się zatrzymał, był już narażony ze względu na naruszenie torowiska już na większą skalę na wykolejenie, ale dzięki refleksowi maszynisty nie doszło do tragedii – relacjonował Donald Tusk  (s. 15).

Do drugiego aktu dywersji doszło w okolicach Puław, gdzie na szynie zamontowano specjalnie skonstruowane elementy metalowe, mogące spowodować zagrożenie dla przejeżdżających pociągów.

Próba wysadzenia torowiska. Cel: strach

Kierwiński podkreślił, że z całą pewnością doszło do odpalenia ładunku wybuchowego w miejscowości Mika, w wyniku którego uszkodzono tory, co zostało potwierdzone przez pracujących na miejscu ekspertów. Ci wypowiadali się również w mediach mówiąc, że doszło do wybuchu (123). Janusz Korwin-Mikke stwierdził, że celowo zrobiono tak, aby do katastrofy nie doszło, a w torowisku powstała jedynie wyrwa. Jednak kontekst tego jest inny, niż sugeruje polityk.

Po pierwsze, sprawcy popełnili po prostu błędy, o czym mówił w mediach m.in. Wojciech Wójciński, saper.  – Możemy przypuszczać, że materiał wybuchowy był za słaby, domowej produkcji, albo jego ułożenie na szynie było niewłaściwe. Przez co szyna została jedynie wewnętrznie uszkodzona. I dopiero po przejeździe kilku pociągów szlag ją trafił – komentował.

Po drugie, eksperci zwracają uwagę, że doprowadzenie do katastrofy mogło nie być głównym celem dywersantów. Jak wyjaśnił Filip Bryjka, analityk Polskiego Instytut Spraw Międzynarodowych, celem Rosji jest podważanie zdolności władz do zapewniania bezpieczeństwa, przeciążenie służb i wywołanie strachu.

Podobnie o motywacji dywersantów i ich zleceniodawców wypowiedział się też ekspert w dziedzinie bezpieczeństwa państwa prof. Bernard Wiśniewski.

– Uszkodzenie linii nie miało bezpośrednio na celu wykolejenia pociągu, lecz – oprócz spowodowania zakłóceń – miało wywołać strach wśród użytkowników kolei, którzy na co dzień korzystają z niej, żeby dotrzeć do pracy, szkoły czy na zakupy – powiedział dla Polskiej Agencji Prasowej ekspert.

Rosjanie werbują Ukraińców do podobnych aktów

Polskie służby i prokuratura, we współpracy ze służbami sojuszniczymi, ustaliły tożsamość sprawców (s. 19). Już 19 listopada Prokuratura Krajowa przedstawiła wobec dwóch obywateli Ukrainy zarzut aktu dywersji na rzecz rosyjskiego wywiadu. Jednocześnie poinformowała, że podejrzani już 16 listopada wyjechali na Białoruś.

Później trzeci obywatel Ukrainy usłyszał w tej sprawie zarzut pomocnictwa. Nie jest niczym nowym fakt, że Rosjanie werbują m.in. Ukraińców do przeprowadzania aktów sabotażu czy dywersji. Dlaczego tak się dzieje?

W osobnej analizie pisaliśmy, że Rosja regularnie rekrutuje sabotażystów wśród cywilów w państwach Europy Środkowej i Zachodniej (s. 16). Za pomocą Telegrama wyszukuje osoby z problemami finansowymi i oferuje im szybki zarobek. Osoby przeprowadzające akty sabotażu nie zawsze są świadome, że pracują dla Rosji (s. 20).

– Trudno tutaj winić samo państwo ukraińskie, iż część obywateli tego kraju decyduje się na współpracę z rosyjskimi służbami. Jest to zarówno problem Polski, jak i problem Ukrainy. Na Ukrainie również dochodzi do aktów dywersyjnych, które inicjowane są przez rosyjskie służby, lecz realizowane są przez obywateli tego kraju – komentował dla Demagoga dr Michał Marek.

Wypowiedź Korwina wpisuje się w rosyjską propagandę

Niestety takie sytuacje są wykorzystywane do szerzenia antyukraińskiej dezinformacji i podważania wiarygodności polskich służb, co zrobił również Janusz Korwin-Mikke wprost oskarżając polski rząd o upozorowanie aktów dywersji.

Mimo wielokrotnych zapewnień ze strony władz Polski, że nie wyślą żołnierzy do Ukrainy (np. 123), rosyjska dezinformacja wciąż przekonuje, że różnego rodzaju incydenty służą jedynie do wciągnięcia Polski lub całego NATO do wojny (np. 123). Rosja podważa w ten sposób zaufanie zachodnich społeczeństw do władz państwowych.

Fact Checker Logo
Pierwotnie opublikowane tutaj.
Privacy Preferences
When you visit our website, it may store information through your browser from specific services, usually in form of cookies. Here you can change your privacy preferences. Please note that blocking some types of cookies may impact your experience on our website and the services we offer.