
Roman Fritz, poseł na Sejm RP i wiceprzewodniczący Konfederacji Korony Polskiej, w mediach społecznościowych oskarżył ministra obrony narodowej o zatajanie „procederu formowania polskiego korpusu interwencyjnego”. Polityk przedstawił rzekome dowody na rozpoczęcie przygotowań do „interwencji na Ukrainie”.
Chodzi o pismo z lutego 2025 roku dotyczące wymogów stawianych żołnierzom kierowanym do służby w Ukrainie. Zastępca Dowódcy Operacyjnego Rodzajów Sił Zbrojnych, gen. dyw. pil. Dariusz Malinowski, informuje w nim o zaświadczeniach i o orzeczeniu, bez których nie można pełnić służby poza granicami państwa.
Wpis Romana Fritza z zamieszczonym zdjęciem skopiował 1 maja 2025 roku na swoim profilu Grzegorz Braun, kandydat Korony na prezydenta. Z kolei Konrad Berkowicz, poseł Konfederacji, napisał, że sprzeciwia się „tajnym korpusom interwencyjnym na Ukrainie”.
Wojsko stanowczo dementuje
Na doniesienia przedstawione wyżej zareagowało Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych (DO RSZ) – około godziny przed zamieszczeniem wpisu przez Grzegorza Brauna. Określono je jako dezinformację, kłamstwo i manipulację.
„W odniesieniu do nieprawdziwej informacji pojawiającej się w mediach społecznościowych dotyczącej rzekomego formowania polskiego korpusu interwencyjnego i rozpoczęcia przez władze wojskowe przygotowań do interwencji na Ukrainie, stanowczo dementujemy te nieuprawnione kłamstwa i manipulacje” – napisało Dowództwo Operacyjnego Rodzajów Sił Zbrojnych w serwisie X 30 kwietnia 2025 roku
Dowództwo wyjaśnia, że wspomniane pismo dotyczy wąskiej grupy żołnierzy, która kierowana jest do Ukrainy do wykonania zadań, które od dziesiątek lat Wojsko Polskie realizuje w różnych częściach świata. Chodzi np. o zabezpieczanie Ambasady RP i attachatu wojskowego, zabezpieczanie wizyt przedstawicieli rządu, Ministerstwa Obrony Narodowej i Sił Zbrojnych RP czy też o służbę w charakterze oficerów łącznikowych.
Co istotne, jak tłumaczy dowództwo, rozesłanie podobnego pisma to standardowa procedura stosowana w przypadku kierowania żołnierzy do rejonów o podwyższonym ryzyku operacyjnym. Jednocześnie, jak wskazuje DO RSZ, nieuprawnione publikowanie takich dokumentów „stanowi pożywkę dla rosyjskich ośrodków propagandowych”.
Treść pisma stoi w sprzeczności z dementi wojska? Wyjaśniamy
Może dziwić, dlaczego DO RSZ tłumaczy, że pismo dotyczy żołnierzy, którzy wykonują takie zadania, jak zabezpieczanie ambasady. Z pisma jasno wynika, że dotyczy ono nie tylko ogólnie osób „kierowanych do realizacji zadań na obszarze Ukrainy”, lecz także „do pełnienia służby w komórkach odpowiedzialnych za pomoc, koordynację i szkolenie Sił Zbrojnych Ukrainy”. Niektóre konta komentujące dementi DO RSZ zwracały na to uwagę.
Zapytaliśmy DO RSZ o tę możliwą sprzeczność. W odpowiedzi zastępczyni rzecznika prasowego wskazała, że fragment pisma o żołnierzach kierowanych do służby w komórkach odpowiedzialnych za szkolenie ukraińskich żołnierzy dotyczy wspomnianych w komunikacie oficerów łącznikowych.
Jak wyjaśnia mjr Ewa Złotnicka, polscy żołnierze biorą udział w międzynarodowych inicjatywach szkoleniowych na rzecz Sił Zbrojnych Ukrainy, realizowanych w ramach struktur NATO i Unii Europejskiej (np. NSATU, JATEC, EUMAM). „Okresowe wykonywanie zadań w roli oficerów łącznikowych na terenie Ukrainy wpisane jest w mandaty tych misji” – tłumaczy zastępczyni rzecznika.
Co ważne, szkolenie ukraińskich żołnierzy w ramach tych misji odbywa się wyłącznie na terenie państw NATO i UE. Jak czytamy na stronie NSATU, dzięki temu państwa zaangażowane w tę misję nie stają się stroną wojny. Także zastępczyni rzecznika DO RSZ podkreśliła, że Polska wspiera Ukrainę, jednak nie angażuje sił zbrojnych w działania bojowe na jej terytorium.
Kolejne obawy przed interwencją w Ukrainie po słowach Kellogga
Kilka dni po tych doniesieniach, 13 maja, Keith Kellogg, specjalny wysłannik Donalda Trumpa ds. Rosji i Ukrainy, powiedział na antenie Fox News, że chciałby, aby na terenach Ukrainy położonych na zachód od Dniepru rozmieszczono „siły odstraszania”, w których skład weszliby Brytyjczycy, Francuzi, Niemcy, a także Polacy.
Na te słowa zareagował Władysław Kosiniak-Kamysz, minister obrony narodowej. „Nie ma i nie będzie żadnych planów wysłania polskich wojsk na Ukrainę. Polska jest współodpowiedzialna za obronę wschodniej flanki NATO oraz za wsparcie logistyczne dla zaatakowanego sąsiada” – napisał w serwisie X.
Dla Wirtualnej Polski sprawę skomentował także dr Sławomir Dębski, były dyrektor Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych (PISM). Jego zdaniem „Mamy do czynienia z burzą w szklance wody na temat hipotetycznych rozwiązań w odpowiedzi na bardzo hipotetyczną sytuację”.